poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział drugi

Ród Hiroshi  był bardzo znanym jak i poważanym klanem. Każdy kto miał jakiekolwiek pojęcie o polityce czy chociażby o wojownikach, musiał znać ich nazwisko. To właśnie tutaj rodzili się jedni z najlepszych samurajów tych czasów.
Nic dziwnego, że Hayate, znamienity szermierz był zainteresowany ich historią. Mężczyzna wpatrywał się, w widniejące na pierwszej stronie "Dziejów rodu Hiroshi", drzewo genealogiczne. Uniósł lekko brew widząc linię łączącą Hiroshi Tetsuje i Hojo* Natsume. Ślub tych dwojga wywołał niemałe zamieszanie. Bardzo rzadkim przypadkiem było, aby dwa tak wielkie rody połączyły się, nie z powodu zaplanowanego małżeństwa, a decyzji młodej pary. Kolejna złota linia odbiegała od tej, łączącej tą dwójkę i leciała w dół, by w końcu zamienić się w cztery punkty: Hiroshi Naoki, Hiroshi Shun, Hiroshi Takeshi i Hiroshi Sayuri. - Znane w całej Japonii rodzeństwo. Ponoć każde z nich było wytrawnym wojownikiem, a Ren jak do tej pory z czystym sercem, mógłby przyznać ten tytuł tylko najstarszemu z nich i głowie rodziny - Naokiemu. Osobiście nie poznał jeszcze reszty z braci, ale  przekonał się już o małych możliwościach jedynej córki Tetsuji i Natsume. Przewrócił kartkę i zagłębił się w historii rodu Hiroshi.

~*~

Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na stojącego przed nią samuraja. Stał oparty nonszalancko o ścianę, w ogóle nie przejmując się faktem, że stoi przed nim osoba o sporym statusie społecznym. Uśmiechnęła się lekko. Była to miła odmiana od tych wszystkich, przerażonych historią jej rodziny i potęgą braci osób, które schlebiały jej przy każdej możliwej okazji. Być może fakt, że samuraj będzie jej ochroniarzem niekoniecznie musiał być taki zły.

~*~

- Siadaj! 
Spojrzała na Hayate, zdziwiona jego ostrym głosem.
- Naprawdę sądzisz, że pozwolę ci odejść od stołu, gdy zjadłaś tak mało? - kontynuował, patrząc na nią surowo.
Spojrzała na swój talerz. Tak jak zawsze zjadła niecałą połowę, a resztę rozgrzebała.
- A-ale... 
- Jedz! 
- Już nie mogę! Najadłam się! - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Jednak jego nieugięta mina, powiedziała jej, że jest na przegranej pozycji.
- Jeśli nie dokończysz, przywiąże cię do krzesła i wcisnę ci to do gardła.
- Nie odważysz się!
- Czyżby? - uniósł brew w prowokującym geście. Chciał żeby go sprawdziła. Nie miała wątpliwości, że dotrzymałby słowa. Chcąc nie chcąc, wzięła pałeczki w dłoń i ponownie zaczęła jeść. Ledwo wciskała w siebie cokolwiek, ale widząc ostrzegawcze spojrzenie Hayate, w jakiś magiczny sposób jej chęć do jedzenia nagle wzrastała. 
Mówiła, że Hayate jako ochroniarz nie będzie taki zły? Nigdy tak bardzo się nie myliła.
Spojrzała na niego ponuro i krzywiąc się lekko na twarzy, wcisnęła kolejną porcję jedzenia do ust

~*~

Siedziała na krześle w domowej bibliotece i czytała kolejną książkę o medycynie. Całą siłą woli próbowała ignorować, palące spojrzenie wbijające jej się w czoło. Zamknęła książkę z głośnym trzaśniecięm, uznając, że nie ma możliwości, by mogła się skupić w takich warunkach.
-Skończyłaś? - zapytał Hayate znudzonym głosem.
Burknęła tylko coś pod nosem i ruszyła w kierunku drzwi.
- Gdzie teraz?
Przystanęła i zastanowiła się przez chwilę. Cokolwiek by nie robiła, samuraj zawsze ją rozpraszał. Westchnęła ciężko i otworzyła drzwi, niemal wpadając na idącą w pośpiechu służącą.
- Gdzie idziesz?
- Na targ, panienko.
Oczy Sayuri rozbłysły z podekscytowania.
- Pozwól mi iść! - wykrzyknęła.
- Czy ja wiem panienko... Pan Naoki nie pochwala pani wyjść na zakupy.
Dziewczyna spojrzała na nią błagalnym wzrokiem, po czym burknęła:
- Przecież mam teraz ochroniarza.
Służąca spojrzała pytająco na Hayate, jakby czekając na zgodę z jego strony. Jednak nie doczekała się. Samuraj obdarzył ją tylko obojętnym wzrokiem, po czym wzruszył ramionami.
- To nie zależy ode mnie.
Sayuri po raz kolejny błagalnie spojrzała na służącą, a ta w końcu uginając się pod jej wzrokiem, westchnęła ciężko.
- No dobrze.
Sayuri klasnęła radośnie w dłonie, po czym zabrała jej koszyk z rąk, praktycznie podskakując z podekscytowania.
- Ale proszę uważać panienko. Tutaj jest lista zakupów i pieniądze - dodała podając jej biały pergamin wraz  z lnianą sakiewką, wypełnioną po brzegi monetami.
- No dobra Mała, idziemy - powiedział Hayate, po czym minął ją i ruszył w kierunku drzwi.
Spojrzała na niego zdumiona. Nie była osobą zarozumiałą, ale mimo wszystko zwracanie się do niej w ten sposób było poniżej wszelkiej krytyki.
- M-mała? - zdołała tylko wykrztusić.
Spojrzał na nią jakby była co najmniej upośledzona.
- No ruszże się wreszcie. Nie mamy całego dnia. Wciąż oszołomiona nowym przezwiskiem, podążyła za nim szybko.
Wyszła na zewnątrz i odetchnęła głęboko. Pogoda była cudowna. Słońce grzało mocno, ale nie aż tak by było to uciążliwe.
Ruszyła rześkim krokiem w stronę targu. Jak zwykle panował tam niezwykły ruch i rozgardiasz.
Rozglądała się ciekawie, co rusz zauważając nowootwarte stragany. Rzuciła okiem w stronę listy zakupów, po czym nie patrząc czy Hayate dorównuje jej kroku, ruszyła w kierunku stoiska z owocami.
Uśmiechnęła się ciepło do sprzedawczyni, a później sapnęła zaskoczona.
Coś interesującego musiało się dziać na środku drogi, ponieważ ludzie zaczęli się przepychać, gorączkowo chcąc zobaczyć więcej. Ktoś w nią uderzył i bez wątpienia doznałaby spotkania pierwszego stopnia z ziemią, gdyby nie szybka reakcja Hayate. Samuraj doskoczył do niej jednym, długim susem i złapał ją w pasie, ratując przed upadkiem. Spojrzał na winowajcę morderczym wzrokiem, a biedny rolnik w średnim wieku zbladł, pokłonił się szybkim, nerwowym ruchem i oddalił błyskawicznym krokiem.
-  W porządku? - Spojrzał na nią, oceniając jej stan zdrowia.
Kiwnęła głową w potwierdzeniu.
- Nie sądzisz, że odrobinę przesadziłeś? Przestraszyłeś tego człowieka, tylko dlatego, że przez przypadek mnie potrącił.
Obdarzył ją surowym, spojrzeniem.
- Co jeśli okazałoby się, że ukrywa w rękawie sztylet? Że jest to skrytobójca?
- No ale on...
- Nie wyglądał jakby mógł kogoś zamordować? Czyli uważasz, że SKRYTOBÓJCA stanie przed tobą z uśmiechem na ustach i oficjalnie oświadczy ci, że za chwilę cię zabije?
Otworzyła usta, aby zaprzeczyć, ale zaraz zorientowała się, że samuraj ma rację. Spuściła głowę, okazując skruchę, ale zaraz uniosła ją w górę, rozglądając się wokoło. Była ciekawa co wzbudziło takie poruszenie wśród mieszkańców.
 Hayate spojrzał na nią z irytacją wymalowaną na twarzy, po czym westchnął ciężko i ruszył w kierunku zamieszania. Dziewczyna ruszyła za nim zaskoczona, po czym uśmiechnęła się szeroko widząc, że samuraj rozpychając się w tłumie, toruje jej drogę.
Gdy w końcu udało im się przebić do przodu i zobaczyć powód dla którego wszyscy przechodnie zatrzymali się w miejscu, Sayuri zmrużyła oczy i zacisnęła zęby ze złości. Wielki, barczysty samuraj mierzył swą kataną prosto w dwójkę, kulących się na ziemi, przerażonych dzieci. Ren spojrzał stojącą obok niego dziewczynę z uwagą, gotowy zareagować na jej lekkomyślne zachowanie. Rozumiał jej uczucia, ale jego obowiązkiem nie było pilnowanie porządku publicznego, tylko ochrona pewnej czarnowłosej arystokratki.
Złapał ją za rękę, widząc, że zamierza zainterweniować.
- Po prostu chodź ze mną. Nie ma mowy żebym to tak zostawiła - syknęła wściele.
Zastanowił się przez chwilę. Nie powinien robić nic co mogłoby jej w jakikolwiek sposób zagrozić, ale widząc jej nieustępliwe spojrzenie, nie sądził by dziewczyna odpuściła tak lekko. Westchnął ciężko i kiwnął głową.
Wysunął się przed nią i ruszył w kierunku durnia, który miał czelność unieść broń kierunku bezbronnego dziecka. Sayuri jednak wyminęła go i stanęła z buntowniczo założonymi na piersi rękami , na przeciwko zdumionego samuraja.
- Co ty wyprawiasz? - syknęła bez ogródek.
Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym wybuchnął śmiechem.
- To ja raczej powinienem się o to zapytać. Chcesz zginąć kobieto?
Hayate niczym cień pojawił się za czarnowłosą.
- Nie jestem pewien, czy to jej śmierć będzie dzisiejszą atrakcją - rzekł, złowróżbnym głosem.
- Kim jesteś i dlaczego się w to mieszasz? - Samuraj skierował swoją katanę w ich stronę.
- Tak się zdaje, że jestem jej ochroniarzem, a jesteśmy tutaj z powodu niepoprawnego poczucia sprawiedliwości mojej podopiecznej.
- Dlaczego zaatakowałeś te dzieci? - Sayruri wtrąciła się do rozmowy.
- Próbowały mnie okraść - warknął.
Dziewczyna spojrzała w kierunku przerażonych maluchów.
- Jesteśmy głodni - rzekł żałośnie chłopczyk.
- Rozumiem, że postąpiły źle, ale ich powód i fakt, że są to tylko dzieci, powinny wystarczyć, abyś im przebaczył.
Samuraj prychnął lekceważąco.
- Dzieci czy kobiety, to nie ma znaczenia. Te małe, brudne złodziejaszki zasługują na karę - warknął.
Sayuri stanęła przed dziećmi i rozłożyła ramiona.
- W takim razie ukarz mnie zamiast nich.
Hayate przewrócił oczami.
- Naprawdę sądzisz, że ci na to pozwolę? - mruknął.
- Nie wtrącaj się Hayate - syknęła.
- Walcz ze mną. - Tym razem Ren zwrócił się w kierunku samuraja. - Jeśli wytrącę ci katanę z rąk, wygram i odejdziesz z tego miasta w spokoju.
- A jeśli ja wygram? - odpowiedział, puszczając mimo uszu nazwisko, które wymieniła ta zarozumiała dziewucha. Przecież to nie mógł być TEN Hayate, prawda? Tak potężny samuraj nie podjął by się takiego pospolitego zajęcia jak robienie za czyjegoś ochroniarza. Szermierz, o którym tyle mówiono był zabójcą. Jego prawowitym miejscem na ziemi była wojna.
- Zrobisz z tymi dziećmi co będziesz chciał.
- A kobieta? - zapytał Hibiki - bo tak miał na imię ten samuraj. Mógł przymknąć oko na zbyt dużą pewność siebie i irytujący charakterek dziewuchy. Jej uroda wynagradzała wszystko, a Hibiki z ochotą zrobiłby z niej swoją kobietę.
Hayate jakby znając myśli samuraja zacisnął wargi w cienką linię, tłumiąc w sobie gniew.
- Zrobię co tylko rozkarzesz. - Zanim Ren zdążył odpowiedzieć, do ich rozmowy wtrąciła się Sayuri, spoglądając na niego z ufnością.
Hayate jednak zamiast satysfakcji z faktu, że dziewczyna wierzy w jego możliwości, poczuł jeszcze większą wściekłość. Jak mogła byc taka lekkomyślna?
No cóż, teraz nie było odwrotu.
Wyciągnął swoją katanę, zauważając, że gapie wokół nich odsuwają się na bezpieczną odległość. Podobnie uczyniła Sayuri, zabierając ze sobą dzieci.
- Ichirou Hibiki - przedstawił się samuraj.
- Hayate Ren.
Samuraj nie miał czasu na zdziwienie, spowodowane świadomością, jak bardzo się mylił. Właśnie zgodził się na walkę z mężczyzną, który nazywany był demonem przez cholernie potężnych samurajów, z całego kraju.
W ostatniej chwili odparował uderzenie wymierzone w jego czaszkę. Z rozszerzonymi ze strachu oczami i rozdygotanymi dłońmi, wpatrywał się w kocie ruchy Hayate, którego celem, bez wątpienia nie było wytrącenie mu katany. Hayate Ren, jeden z najlepszych szermierzy w kraju chciał go zabić. Jego pozbawione cienia litości, bezwzględne oczy jasno mówiły mu o jego zamiarach. Hibiki musiał wybierać. Życie albo duma. Był jednak zbyt tchórzliwym samurajem by wybrać to drugie. Tak więc przełykając gorycz porażki, rzucił miecz na ziemię i uniósł ręce do góry.
- Poddaje się - rzekł. Lecz jego przerażenie nie minęło, albowiem Hayate nie wyglądał jakby skończył walkę.
- Podnieś miecz - warknął.  - Nie walczę z nieuzbrojonymi.
- A-ale, dlaczego?
- Powiedziałem wyraźnie, prawda? Walka skończy się wtedy, gdy wytrącę ci miecz z rąk, a nie wtedy, gdy sam go upuścisz.
- Dosyć!
Hayate zmrużył oczy i skierował je w stronę osoby, która przerwała ich walkę. Hajime Saitō - dowódca trzeciego oddziału Shinsengum** i, podobnie jak jego ludzie stał z wyciągniętą kataną, skierowaną w ich stronę.
- Jesteście aresztowani za zakłócanie porządku publicznego i...
- Hajime-san!*** - Sayuri podbiegła do osłupiałego jej widokiem dowódcy policyjnego oddziału. - Możemy porozmawiać?
- Hiroshi-dono****, co pani tu robi?
Sayuri powiedziała coś do niego przyciszonym głosem, na co on skinął krótko i krzyknął do swoich ludzi:
- Aresztować tego człowieka. - Tu wskazał na Hibikiego. - Drugiego zostawić w spokoju. - Spojrzał na Hayate ze zmrużonymi oczami.
- Nie ma to jak wpływy arystokracji - prychnął Hayate i schował swoją katanę do pochwy.

************************************************************************

*Hojo - jeden z arystokratycznych rodów japońskich. Hojo Natsume została wymyślona na potrzeby opowiadania, podobnie jak ród Hiroshi. Co nie zmienia faktu, że ród Hojo naprawdę istniał. Chciałam w jakikolwiek sposób włączyć postaci w tło historyczne.

**Shinsengumi - oddział policji  działający w epoce Edo.

***-san - Nie chciałam pisać po Polsku, bo nie brzmiałoby już tak samo. No więc ten przyrostek, który tłumaczy się jako: “pan” lub “pani”

****-dono - Oznacza “szanowny pan/pani” Osoba , która zwraca się do drugiej używając tego przyrostka okazuje jej dużo szacunku. O wiele więcej niż przy -san. Chodzi tutaj o to, że Sayuri jest arytokratką.
Trochę skomplikowane, ale wierzę, że dacie radę zrozumieć. W razie czego piszcie w komentarzach, będę jeszcze tłumaczyć ;)

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Już lubie Hayate :) Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe opowiadanie :D Zapraszam do mnie: housee-of-anuubis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń